Choroba Krabbego, leukodystrofia globoidalna, choroba lizosomalna, zatrucie organizmu metalami ciężkimi. Krabb trzyma maluszka mocno w swoich kleszczach. Powoli zabierze mu wzrok, słuch… Nie będzie mówił, nie będzie chodził, nie będzie się rozwijał… Będzie tylko umierał…
„W pierwszej chwili nie rozumiałam co mówi lekarz, nie byłam w stanie nawet zapamiętać nazwy. Słyszałam jedynie w głowie, wciąż i wciąż od nowa: „choroba nieuleczalna, śmiertelna, Tymoteuszek nie dożyje drugich urodzin! Polscy lekarze, z którymi konsultowałam nie potrafili mu pomóc. Przyrzekłam mojemu synkowi, że się nie poddam, że poruszę niebo i ziemię, żeby znaleźć ratunek, że pójdę nawet na koniec świata, żeby go uratować. I poszłam. Nawet na dwa.” – szlocha mama Martyna.
Nadzieja przyszła z Chin. Doktor Wu odpisał, że jego klinika przeprowadza nowatorską terapię komórkową, która nie tylko uratuje życie Tymoteuszka i powstrzyma dalszy rozwój choroby, lecz także może przywrócić utracone funkcje motoryczne i nerwowe. Celem leczenia jest zwiększenie liczby komórek nerwowych w mózgu, naprawa uszkodzonej istoty białej mózgu (aksonu i osłonki mielinowej), zastąpienie martwych komórek nowymi, wstrzykniętymi komórkami macierzystymi, które są w stanie różnicować się w funkcjonalne komórki produkujące niezbędny enzym.
„W maju wyruszyliśmy w kolejną podróż po życie. Już po pierwszym podaniu komórek widziałam efekty. Niesamowite efekty. Pełni nadziei i ufności wracaliśmy do Polski. Tymuś coraz lepiej sobie radził, oczyma wyobraźni widziałam go biegającego po podwórku, uśmiechającego się do mnie, bawiącego się autkami z kolegami… Kolejne dni i tygodnie mijały na intensywnej rehabilitacji, ćwiczeniach i masażach. W wakacje Tymoteuszek się przeziębił. Drobny katar i kaszel, u niego przerodził się w niebezpieczne zapalenie płuc. Zatrzymał się, przestał oddychać, jego serduszko nie biło… Karetką na sygnale pędziliśmy do szpitala. Każda godzina na oddziale intensywnej terapii była jak nieskończoność. Lekarze mówili, żebyśmy się z nim pożegnali, że nie przeżyje kolejnego dnia” – wspomina Martyna.
Ale Tymuś po mamie odziedziczył dwie najważniejsze cechy: upór i wolę walki. Wygrał ze śmiercią kolejny raz. Niestety choroba i powikłania zmusiły lekarzy do założenia rurki tracheotomijnej. Bez niej maluszek nie mógłby oddychać.
„Wróciliśmy do domu z całym bagażem sprzętu… respirator, ssaki, pulsyksometr. Musiałam szybko nauczyć się opieki nad synkiem. Dr Wu w mailach dopytywał o termin przylotu na drugie podanie komórek, a ja nie byłam mu w stanie odpisać. Myślałam, że w takim stanie już nie możemy lecieć. Jedyną możliwością transportu Tymoteuszka do chińskiej kliniki był specjalny samolot – karetka. Skakałam z radości, gdy dowiedziałam się, że lot jest możliwy. Szybko jednak stanęłam na ziemi… Koszt takiego przelotu był niewyobrażalny. Potrzebowaliśmy miliona złotych… Jak poprosić o taką kwotę? To co się później stało, na nowo rozbudziło we mnie nadzieję. Tysiące osób z całej Polski i świata nam pomogło. Zebrali dla mojego synusia całą kwotę potrzebną na wylot i terapię” – opowiada ze łzami w oczach mama.
W październiku Tymoteuszek kolejny raz wyruszył na koniec świata. Kolejne zabiegi w Wu Medical Center odbyły się bez powikłań. Kolejne miesiące przyniosły niesamowite efekty. Serce maluszka teraz mocniej i stabilniej pracuje, nie ma już spadków tętna i ciśnienia. Tymoteuszek nie choruje, ma czystszy oddech. Cały czas jest podłączony do respiratora, bo odłączenie od niego to proces długotrwały, ale podejmuje już próby samodzielnego oddychania przez buzię i nos. Wróciło czucie, źrenice zaczęły reagować na światło. Przestał gorączkować, wszystkie narządy wewnętrzne pracują w normie. Maluszek dzielnie ćwiczy podczas rehabilitacji. Wzmocnił mu się kręgosłup, polepszyła się postawa, zaciska i prostuje dłonie, opiera się na rączkach.
„Widzę, że jest bardziej świadomy. Częściej płacze i krzyczy, gdy coś mu się nie podoba. Powolutku zaczął się też uśmiechać. Wychodzą mu wszystkie ząbki i są proste i zdrowe – to ważna informacja dla lekarzy, bo inne dzieci z tą chorobą mają duże problemy z ząbkami. Co chwilę widzimy kolejne małe małe sukcesy” – tłumaczy mama
203,14 zł z 150 000,00 zł
Uzyskana z 3 darowizn
Średnia liczba zebranych kilogramów: 67,71 kg / zgłoszenie
Anonimowy darczyńca
32,84 zł
Anonimowy darczyńca
160,74 zł
Powodzenia! Dacie radę
Tomasz Bocian
9,56 zł
Powodzenia!