Kacprowi śmierć zajrzała w oczy wielokrotnie – pierwszy raz zaraz po urodzeniu… Nasz Wojownik nie raz pokazał, jaka drzemie w nim siła, jak bardzo chce żyć! Nasza pomoc może sprawić, że będzie bardziej samodzielny w swojej niepełnosprawności.
„Byliśmy przygotowani na pożegnanie Kacpra, na to, że odejdzie do lepszego świata. Chrzest odbył się w warunkach szpitalnych, w inkubatorze. Ksiądz powiedział, że zdarzało mu się aby po chrzcie los się odmienił. I tak było w przypadku Kacpra. Personel medyczny przy naszym wyjściu na noc prosił o pożegnanie się chłopcem. Kacper nie poddał się ani tego dnia, ani każdego następnego. Pokazał wszystkim, że jest prawdziwym Wojownikiem, że bardzo chce żyć.
Kacper walczy do tej pory, a właśnie skończył 16 lat. Jest codziennie rehabilitowany. Sytuacja Kacpra jest o wiele trudniejsza niż u innych dzieci z tą przypadłością. W związku z tym, że chłopiec miał dość wysoki rozszczep, następstwem tego był niedowład kończyn dolnych w znacznym stopniu, zniekształcenie stóp, przykurcze w kolanach i stopach- to wszystko od 1 roku życia, od okresu niemowlęcego, wymagało stałej rehabilitacji.”– wspomina babcia Kacpra, Pani Aleksandra.
Lista powikłań u Kacpra jest długa. Chłopiec miał między innymi olbrzymie wodogłowie, zastawkę odbarczającą płyn oponowo-rdzeniowy, aby nie rozsadził główki i mózgu, założoną już w pierwszym tygodniu życia. Odprowadzała dren odzastawkowy do otrzewnej. Wkrótce jednak zastawka przestała pracować tak jak powinna. Z tego powodu operowany był aż 5 razy odprowadzając dren odzastawkowy raz do otrzewnej, następnym razem do przedsionka komory serca – i tak za każdym razem w inne miejsce, które nie było zainfekowane zakażonym płynem oponową mózgowym. W pierwszych miesiącach życia Kacper poddany był kolejnej operacji usprawniającej pracę nerek i wyeliminowania olbrzymiego wodonercza. Krótko po zaplanowanej operacji doszło do perforacji i zakażenia otrzewnej. I znowu kolejna operacja…
„Często z jednego szpitala jechaliśmy od razu do innego miasta, do innej kliniki, niejednokrotnie szukając we własnym zakresie szpitala, który podejmie się operacji naszego przypadku. Trudne, ośmio – jedenasto godzinne operacje z dodawaniem narkozy w trakcie przedłużającego się zabiegu, pełne bólu i cierpienia, aparatury medycznej, nieprzespanych nocy nie wpływały na rozwój Kacpra korzystnie. Był malutki, słabo rozwinięty pod każdym względem jak na swój wiek. Swoje pierwsze urodziny spędził w domu wracając właśnie po trzy miesięcznym pobycie w szpitalu w Warszawie , gdzie przeszedł 4 ciężkie operacje wykonane w trybie ratowania życia . Ważył wtedy zaledwie 5,40 kg. Po latach, w czasie wizyty kontrolnej Pani Doktor powiedziała: „ jak Was widzę to mam zawsze przed oczami tego maleńkiego , wycieńczonego człowieczka, którego przyjmowałam na swoim dyżurze na Oddział, a rokowania na przeżycie nie były optymistyczne.” Każda wizyta u lekarza kończyła się najczęściej skierowaniem do szpitala, ponieważ objawy mogły świadczyć i o zakażeniu układu moczowego i o dysfunkcji zastawki, o padaczce, o zapaleniu opon mózgowych i jeszcze o wielu innych chorobach.” – ze łzami w oczach opowiadają dziadkowie Kacpra.
„ Z powodu tych dodatkowych schorzeń, chłopiec w swoim krótkim życiu był operowany ponad 20 razy, często jedna operacja musiała być przeprowadzana w kilku etapach, by np. zakończyć się wyłonieniem urostomii, czy kolostomii lub inny etapem przejściowym. Po jednej z kolejnych, wielogodzinnych operacji ponownie otarł się o śmierć.
U Kacpra konsekwencją wodogłowia i rozszczepu kręgosłupa jest niepełnosprawność fizyczna. Ma też deficyty intelektualne. Chłopiec pomimo swojego wieku, nadal nie potrafi czytać i pisać. Kacper chodził do szkoły specjalnej. Dobrze tam funkcjonował, łatwo zaadoptował się w środowisku. Niestety wymagał znacznie większej pracy indywidualnej, nie potrafił skupiać się na zadaniach przy dwudziestopięcioosobowej grupie. Dlatego trafił do klasy pięcioosobowej, gdzie objęty został specjalnym tokiem nauczania.
Lista nieszczęść, które spotkały Kacpra i jego rodzinę jest długa. 7 lat temu w wyniku pożaru stracili cały dorobek życia. Nieznany sprawca podpalił skład części samochodowych, który był w bezpośrednim sąsiedztwie mieszkania Pani Aleksandry, Krzysztofa i Kacperka. Po pożarze rodzina zamieszkała w komunalnym mieszkaniu. Dziadkowie starają się przystosować lokal do potrzeb Kacpra, a te rosną wraz z nastolatkiem. Kacper robi się cięższy- schodołaz powoli nie daje już rady. Niezbędna jest winda, podnośnik do wanny oraz samochód przystosowany do potrzeb Kacpra, aby mógł jeździć do szkoły i na zajęcia rehabilitacyjne.
„Mogę wielu rzeczy się wyrzec, aby ułatwić Kacprowi życie. Miłość, wiara i nadzieja dawały mi siłę , aby walczyć o wnuka i pokonywać kolejne trudności. Tak minęło 16 lat. Żyję nadzieją i wiarą w medycynę, że jeszcze i dla Kacpra zaświeci słońce i stanie na własnych nogach. Jednak zaczyna brakować mi już sił. Czuję , że bez wsparcia ludzi o wielkim sercu nie dam rady. Nie mogę zaprzepaścić tego co osiągnęliśmy dla życia i zdrowia Kacperka.” – mówi wzruszony dziadek.
U pana Krzysztofa, dziadka Kacpra, kilka lat temu wykryto chorobę nowotworową. Do dziś nie jest w stanie pomagać i odciążyć swojej żony, Aleksandry, w całodobowej opiece nad wnukiem.
„Miłość , wiara i nadzieja dawały mi siłę , aby walczyć o wnuka i pokonywać kolejne trudności. Tak minęło 16 lat. Żyję nadzieją i wiarą w medycynę, że jeszcze i dla Kacpra zaświeci słońce i stanie na własnych nogach. Jednak zaczyna brakować mi już sił. Czuję , że bez wsparcia ludzi o wielkim sercu nie dam rady. Nie mogę zaprzepaścić tego co osiągnęliśmy dla życia i zdrowia Kacperka.” – mówi dziadek Krzysztof.
„Nie pozwólcie, aby pogodny , uśmiechnięty nastolatek, który nigdy nie zagra w piłkę nożną, nie pobiegnie przed siebie i wiele, wiele jeszcze innych czynności nie wykona nigdy samodzielnie – został wykluczony ze społeczeństwa i zamknięty w mieszkaniu na pierwszym piętrze. Zawsze staraliśmy się dawać mu wszystko, aby żył w miarę normalnie i uczestniczył w życiu społecznym na miarę jego i naszych możliwości. Ciekawy świata lubi podróżować i podziwiać nowe miejsca. Turnusy rehabilitacyjne, których nie możemy zaprzestać są dla niego ciężką pracą połączoną z bólem i cierpieniem , ale też jedyną okazją do zwiedzenia i zobaczenia chociaż małego zakątka świata, do którego często nie mamy jak dojechać. Od trzech lat mam pod opieką dwóch niepełnosprawnych i chorych: nie tylko wnuka, ale również i męża. Dziś już czuję i wiem, że sama nie dam rady , dlatego jeszcze raz bardzo proszę o Waszą pomoc i wsparcie dla wrażliwego i potrafiącego okazywać wdzięczność Kacpra, który po mimo swoje ułomności też chce cieszyć się życiem.” – apelują dziadkowie Kacperka.
0,00 zł z 250 000,00 zł
Uzyskana z 0 darowizn
Średnia liczba zebranych kilogramów: 0,00 kg / zgłoszenie